Jelcz-Laskowice: 77 lat od tragicznej ewakuacji niemieckiego obozu pracy w Miłoszycach

Pomnik postawiony 22 stycznia 2020 na terenie obozu pracy AL Fünfteichen przez Stowarzyszenie Lokalna Grupa Zwiadowców Historii. Fot. Piotr Kutela.

Za nami 77. rocznica tragicznej ewakuacji niemieckiego obozu pracy AL Fünfteichen, filii obozu koncentracyjnego Gross-Rosen, działającej w Fünfteichen (obecnie Miłoszyce w gminie Jelcz-Laskowice). Marsz szkieletów, marsz śmierci – początkowo potocznie, później przyjęte również w nazewnictwie naukowym określenie wymarszu więźniów lub jeńców. Pod groźbą natychmiastowej śmierci byli zmuszanych do pieszego przemieszczania się bez zapewnienia im odpowiedniego zaopatrzenia w żywność czy ubranie, w warunkach skutkujących dużą śmiertelnością. 21 stycznia 1945 r. w godzinach popołudniowych kolumna składająca się z 6 tys. więźniów, konwojowana przez straż obozową i przysłanych jej do pomocy esesmanów wyszła z Fünfteichen. Temperatura spadła do -21°C .Odra zamarzła.

Fragmenty książki Andrzeja Bułata i Wacława Dominika „Aż stali się prochem i rozpaczą” (s. 70–72):

„— Do Ratowic szliśmy na przełaj polami — mówi Kosiński .Od razu ustawiłem się mniej więcej w środku kolumny .Wydawało się ,że tak będzie najlepiej i najbezpieczniej i cieplej. Starałem się być jak najdalej od esesmanów i Ukraińców, poza tym cały czas myślałem, jak by tu uciec .
— Ja wolałem trzymać się na końcu — to Kolenda — choćby z tego powodu, że za nami szli już tylko esesmani z komendantury, a przecież przy Stoppelu szedł Leszek Piotrowski, który mógł zawsze ostrzec przed ewentualnym niebezpieczeństwem.
— Jak długa była kolumna?
— Z końca trudno byłoby mi ja ocenić .
— Ja szedłem w środku, ale ani końca, ani początku nie widziałem. Ale można to chyba obliczyć.
Liczmy. Z Fünfteichen wyszło prawie 6 tys. więźniów ustawionych piątkami. Daje to 1200 rzędów. Przy założeniu, że odstęp między rzędami wynosił przeciętnie półtora metra, kolumna musiała rozciągnąć się na odległość 1800 metrów. Żaden więc więzień nie był w stanie ogarnąć wzrokiem całości.
— Ilu esesmanów was eskortowało?
— To trudno powiedzieć ilu ich było. Oni szli obok kolumny, po obu stronach w odległości 20–30 metrów jeden od drugiego.
(…)
— Panowie, ale żebyśmy się zrozumieli wtrąca Kolenda — szliśmy „na muzułmanów” — ludzi wynędzniałych, zniszczonych kilkuletnim pobytem w obozach, niedożywionych, źle ubranych. To mogło być najwyżej trzy kilometry na godzinę.
— Źle ubranych? Beznadziejnie. Co miałeś na sobie? Tylko stary pasiak z pokrzywy i kawałek koca. A na nogach drewniaki, jakieś trepy lub po prostu same szmaty”.

Którędy szli? Na pewno przez Ratowice, Czernicę, Kotowice, Groblice, Świętą Katarzynę. Dalej zapewne przez Domasław, Tyniec Mały, Małuszów, Strzeganowice, Kąty Wrocławskie, Piotrowice, Kostomłoty, Wichrów, Jaroszów. W miejscowościach tych wielu zostało na zawsze. Ale zbiorowe mogiły udało się odnaleźć jedynie w Tyńcu Małym, w Strzeganowicach, Piotrowicach i Wichrowe. Gdzie są jeszcze inne? Z 6000 więźniów do Gross-Rosen (ok. 80 km) doszły dwie trzecie.

Pamiętajmy o nich
Piotr Kutela / Stowarzyszenie Lokalna Grupa Zwiadowców Historii

Źródło: IPN we Wrocławiu