Wideo przesłane przez jednego z naszych Czytelników robi wrażenie. Na filmie widać testy Jelcza przed wyścigiem Hungarocamion w 1989 roku.

Przejazd trwający kilka minut to także dobra okazja do tego, by przypomnieć sobie krajobraz Jelczańskich Zakładów Samochodowych. Bowiem klip sprzed 30 lat to prawdziwa podróż w czasie.

Zapraszamy. Za kierownicą Zbigniew Więcławek.

A tak było już na wyścigu:

Magazyn TopGear dotarł do syna Więcławka, który tak recenzował rodzimy sprzęt:

„Jelcze rajdowe miały silniki Steyera ok 370 KM, natomiast wyścigowe, ten którym jeździł mój ojciec, miał zmierzone na hamowni silnikowej 450 KM. Drugi fabryczny 470 KM. Tak przynajmniej twierdziły osoby za to odpowiedzialne. Jeśli chodzi o konstrukcje to auto było bardzo niedopracowane, co tu dużo mówić – mogło według regulaminu ważyć o tonę mniej! Siodło metalowe, błotniki, zabudowania i inne pierdoły, które powinny być od razuwyrzucone. Hamulce po dwóch okrążeniach przestawały działać i zamieniały się w węgiel (hamulec bębnowy). Opony jakieś zwykłe dziady, brak szpery. To wszystko powodowało, że można było co najwyżej ścigać się ze Starami, a na tle konkurencji Jelcz wypadał strasznie blado” (Pisownia oryginalna) – czytamy na topgear.com.pl.